poniedziałek, 14 marca 2016

Sexi mamy kręcą tyłeczkami, czyli matka z dzieckiem tańczy salsę

Matko ruszaj się i spalaj krągłości nabyte podczas ciąży… spacery spacerami, ale jeśli pogoda im nie sprzyja warto rozeznać ofertę klubów fitness. Niestety zajęć skierowanych do mam z niemowlętami jest jeszcze niewiele, lub niewielkie jest zainteresowanie nimi i stąd rzadko się odbywają. Nam udało się trafić na zajęcia Aktywna mama organizowany w Domu Kultury Mydlniki.

Są to zajęcia fitness w rytmie salsy z 20 minutową rozgrzewka,  przygotowując nasze ciało do tańca, a następnie kilka kawałków, do których mamy ćwiczą podstawowe kroki. Ubranie sportowe - nie spódniczka i szpileczki, jak możemy sobie wyobrażać kurs salsy. Najważniejsze w tym wszystkim są dwie sprawy: ćwiczymy razem z dziećmi i spalamy kalorie :) Jeśli dzieci chcą leżeć - mają dywanik z poduszkami, na którym możemy je położyć.  Niemowlęta bierzemy w chusty, nosidełka lub trzymamy na rękach. Tylko uwaga, ćwiczenie z dziećmi zawieszonymi z przodu wymaga świadomości własnego ciała i granic tego, co jest dla nas zdrowe, a co np. obciąża niepotrzebnie nasz kręgosłup i tak już sporo nadwyrężony noszeniem maleństwa.


Plusy:

  • super prowadząca :)
  • nie za głośna i jednocześnie rytmiczna muzyka podoba się dzieciom (a przynajmniej tym, które uczestniczyły z nami w zajęciach), więc nie płaczą
  • huśtanie na rękach podczas tańca to także wielka przyjemność dla dzieciaków
  • łatwy dojazd - zarówno MPK do Mydlnik - jak i samochodem, który zaparkujemy naprzeciwko Domu Kultury (parking pod kościołem)
  • stolik, kredki, zabawki dla większych dzieci, z którymi przy okazji można zapoznać się z pozostałą oferta zajęć

Minusy:

  • sala z oknami starego typu, lekko od nich wieje, ale ogrzewanie w okresie grzewczym działa "na całego" i podczas ćwiczeń  zaraz zaczynamy narzekać na gorąco
  • brak przewijaka, lecz przewinąć dziecko można spokojnie na sali, na której ćwiczymy
  • brak zaplecza typu szatnia, prysznic, itp., gdzie możemy "poprawić makijaż" po zajęciach lub po prostu przebrać się.


środa, 9 marca 2016

Niech żyje Bal?

Nasze "smogometry" wskazywały dzisiaj na "umiarkowany" poziom trucizny w powietrzu, więc postanowiłyśmy iść na całość i skorzystać z uroków spaceru w mieście. Zdecydowałyśmy się odwiedzić Podgórze, a dokładnie Park Bednarskiego i kopiec Kraka.

Aby dostarczyć organizmowi nowych kalorii w zamian (wręcz z nawiązką) za te spalone podczas wędrówki odwiedziłyśmy, skuszone ciekawie brzmiącym menu lunchowym, Bal na Zabłociu. Dawno tam nie byłam, ale raczej niewiele się zmieniło od tamtego czasu. O godz. 13:10, otoczone spora ilością gości decydujących się na lunch dnia zdecydowałyśmy się jednak na coś z karty... i może na tym polegał problem. Podczas gdy pozostali goście szybko pałaszowali swoje zupy pieczarkowe i schaby w ziołach panierowane z puree i buraczkami na ciepło lub wege-gulasz z cieciorki w pomidorach z kapustą włoską i ziołami na kuskusie my czekałyśmy na swoje dania. Nie jakieś tam fiku-miku, wymagające od kucharza stania na rzęsach, ale coś co przynajmniej w karcie brzmiało ciekawie: buraczkowe gnocchi z ricottą i orzechami, lemoniada, czekoladowy sernik ze słonym karmelem. Pierwsze dani i pierwsze rozczarowanie - smak nijaki, mdły, najlepsza okazała się być oliwa, którą były polane kulki-gnocchi w kolorze buraczkowym. Lemoniada - ot woda z kawałkami cytrusów - cudów nie ma, ale też trudno się po niej takich cudów spodziewać. Sernik - najlepszy z całego trio, ale ciężki, nieco zamulający, z karmelem o dziwnej teksturze - nieco mącznej...

Samo miejsce ma swoje plusy i minusy, jeśli chodzi o "przyjazność" dla matek z niemowlętami.

Plusy:
  • miejsce w stylu industrialnym, w hali przemysłowej, więc dużo miejsca dookoła stolików
  • dwa duże drewniane stoły, kilka mniejszych, 4- i 2-osobowych. W oczekiwaniu na jedzenie można maluchy położyć do pełzania na stole, a w okresie jesienno-zimowym spokojnie je na stole ubrać w kombinezon :)
  • temperatura - jest wręcz gorąco, wiec dzieci na pewno nie zmarzną w okresie grzewczym
  • w barze można otrzymać miseczkę z ciepłą woda do podgrzania posiłku dla dziecka
  • kącik dla większych dzieciaków, m.in. z pufą czy indiańskim wigwamem
Minusy:
  • ciężko zaparkować samochodem w okolicy - okoliczne ulice są zabite autami mieszkańców okolicznych osiedli, pracowników okolicznych biurowców, czy tez tych osób, które przyjechały zwiedzać Fabrykę Schindlera lub Mocak. 
  • drzwi wejściowe bez "domykacza", więc jesli ktoś zostawi je otwarte wychodząc, a my siedzimy przy stoliku blisko wejścia to od razu bije na nas i dzieciaki chłodem z zewnątrz
  • toaleta niewielka, jedna dla wszystkich, z przewijakiem nablatowym przechowywanym pod półką z umywalką. Aby przewinąć dziecko trzeba go położyć na umywalce - średnio wygodna opcja.
  • zaledwie jedno (!) krzesełko do karmienia (podstawowy model z Ikei)
  • samoobsługa - dania odbieramy z baru, a brudne naczynia powinniśmy odnieść na stolik przy kuchni. Lekko uciążliwe dla matki, którą na jednej ręce trzyma dziecko, a w drugiej talerz, którego idzie odnieść do mycia :)

poniedziałek, 7 marca 2016

Kto wypuścił skowronka, a raczej kto nas wpuścił w maliny?

Jakiś czas temu na Facebooku zaintrygowała mnie informacja o powstającym właśnie Rodzinnym Domu Restauracyjnym. Zamieszczane zdjęcia ślicznych i super wygodnych foteli tylko potęgowały chęć szybkiego odwiedzenia tego miejsca, o jakże intrygującej nazwie: "Kto wypuścił skowronka?". Dopiero kiedy ogłoszono datę otwarcia,  dotarłam do adresu tego miejsca. I tu nastąpiło duże rozczarowanie - druga strona Krakowa. Baaaa, dla mnie - osoby z północy - to już prawie pod Myślenicami. No cóż. Miejsce wpisałam na listę do sprawdzenia przy okazji bycia w okolicy;) I tak dziwnym trafem w ubiegły wtorek po zwiedzaniu Mangghi trafiłyśmy właśnie tam.

Nie ukrywam, że oczekiwania po tym, co zobaczyłam na ich fanpage'u, były duże. Jakie było nasze zaskoczenie, gdy już za progiem natknęłyśmy się na 2 schodki. Za chwilę na kolejne 2. I jeszcze kilka po drodze do Sali Rodzinnej. Nie liczyłam ile ich było w sumie, bo tutaj pomocny okazał się pan kelner, które pomógł nam pokonać drogę do sali. O ile łatwiej byłoby pomyśleć nad jakimś podjazdem? Albo zrobić wejście do Sali Rodzinnej z poziomu parkingu?! Domyślam się, że w sezonie wiosenno-letnim tak właśnie jest. Jeśli chodzi o wystrój restauracji (tu przyznam, że mam problem z tym jak nazwać to miejsce, ale o tym później przy okazji menu) to jest kolorowo. Poza plastikowymi krzesłami, wiklinowe kosze niemalże rodem z sopockiej plaży. Na stołach leżą obrusy w krateczkę mające chyba imitować domową atmosferę. Na ścianie przy każdej lampie wisi tytułowy skowronek. Dla dzieciaków dostępny jest kącik zabaw, gdzie na TV puszczane są bajki. Dla najmłodszych przewidziano krzesełka do karmienia.

Co do menu to jest w czym wybierać, jednak przyznam się szczerze, że ze względu na nasze pociechy, przejrzałam je dość pobieżnie. Widać dominującą kuchnię włoską: makarony, pizza, ryby z włoskiej giełdy itp. W tygodniu polecam jednak zapoznać się z kartą lunchową. Za 16,90zł można zjeść zupę (do wyboru jedna z trzech) i drugie danie. Mój wybór padł na krem z cebuli, która jak dla mnie była dość dobrą alternatywą dla francuskiej zupy cebulowej. Na drugie danie wybrałam intrygująco brzmiące gofry ze szpinakiem i mięsem mielonym oraz z sosem czosnkowym. Moje wyobrażenie tego dania zarówno smakowe jaki wizualne zupełnie rozminęło się z tym, co mi podano. Rzeczywiście dostałam gofry, jednak słodkie, a nie słone, które wydaje mi się lepiej by tu pasowały. A co do nadzienia, to spodziewałam się raczej czegoś na kształt sosu zamiast mielonego mięsa wołowego ze szpinakiem. Muszę przyznać jednak, że było to dobrze doprawione i taka kombinacja mi podeszła. Na deser nie starczyło czasu niestety;)

Po tej jednej wizycie nie mam wyrobionej opinii o tym miejscu. Jest ciekawe i na pewno warte odwiedzenia, szczególnie z rodziną, ale przy okazji bycia w okolicy. Na pewno nie opłaca się tam jechać z drugiego końca miasta, bo można się poczuć wpuszczonym w maliny. A propos malin to dla tych z północy alternatywą pozostaje chyba Malinowy Anioł.

Dojazd: najłatwiejszy jest chyba dojazd od strony Zakopianki. Jeśli jedziemy z Krakowa to skręcamy w prawo przy Inter Car Nowak i po ok 1,5km jazdy ul. Forteczną skręcamy dalej w prawo w ul. Borkowską 32.

Parking: na początku myślałam, że są tylko dwa miejsca, co wydało mi się dość mało (chociaż jest parking rowerowy i dla każdego rowerzysty i biegacza dają 10% zniżki:), ale później odkryłam jeszcze kilka miejsc po drugiej stronie ulicy.

Wejście: od strony ulicy nie ma schodków. Są za to w środku i to nawet kilka do każdej sali.

Przewijak: przewijak znajduje się w pokoju matki z dzieckiem. Jest to bardzo przyjemne miejsce z dużym wygodnym fotelem do karmienia. Cisza i pełna dyskrecja. Duży plus za pampersy i mokre chusteczki. Jest czysto i co ważne ciepło!

Inne:

  • Nie ma problemu z podgrzaniem pokarmu. Dal większych dzieci przewidziane jest specjalne menu.
  • Dla maluszków dostępne są krzesełka do karmienia.
  • W sali rodzinnej znajduje się dość duży kącik zabaw, gdzie spokojnie można zostawić swoje pociechy. 
Kto wypuścił Skowronka? Mamaspirations Wejście
Kto wypuścił Skowronka? Mamaspirations GofryKto wypuścił Skowronka? Mamaspirations Sala RodzinnaKto wypuścił Skowronka? Mamaspirations Sala Dworcowa



piątek, 4 marca 2016

Kino bambino, czyli seans z niemowlakiem

Muszę przyznać, że jeśli chodzi o wyjście do kina z niemowlakiem to dość długo miałam mieszane uczucia. Skoro nie pozwalam niemowlakowi na oglądanie telewizji w domu, to dlaczego miałoby oglądać film w kinie?!  Jednak ciekawość zwyciężyła. Zresztą po cichu liczyłam na to, że pora drzemki wypadnie akurat w czasie seansu. 

Kin, które oferują oglądanie filmów mamom (rodzicom) z dzieckiem jest kilka:
- Kino Mikro w Galerii Bronowice (Seans z niemowlakiem co dziennie o godz. 10.00)
- Kino pod Baranami (Baranki w pieluchach, w każdy czwartek o godz. 11.00)
- Kino Kika (Kino Bambino we wtorki o godz. 11.00)

Nazw na taki seans jest kilka, jednak łączy je jedno - udogodnienia dla dzieciaków. Przede wszystkim dźwięk jest ściszony, a światło przygaszone. Do tego na sali jest przewijak oraz koc i zabawki dla najmłodszych. Osobiście przetestowałam na razie pierwszą opcję. I tak w Kinie Mikro w Galerii Bronowice znajdziemy przewijak (najprostsza drewniana wersja z Ikea), koc oraz pudełko z zabawkami (szału nie ma). Kącik dla malucha oświetla lampa stojąca z Ikei - jest to dobra alternatywa dla maluszków, żeby odwrócić ich uwagę od migającego ekranu.

Generalnie kino polecam raczej dzieciom spokojnym, albo śpiącym:)

Plusy:
  • cena biletu - zazwyczaj wynosi ok 10 zł. Dziecko wchodzi oczywiście za darmo.
  • sala kinowa jest niewielka (20 miejsc), ale to nie problem, bo nigdy jeszcze nie trafiłam na więcej niż jedną osobę w kinie (poza mną i dzieckiem). Jeśli akurat będziemy sami, to spokojnie możemy negocjować repertuar:)
  • wygodne fotele, na których można posadzić pociechę - np. tyłem do ekranu, a przodem do lampy.

Minusy:
  • jeśli grany jest akurat film obcojęzyczny, a nie mówimy w tym języku to zastanówmy się, czy dziecko pozwoli nam na spokojne czytanie napisów. W przeciwnym razie proponuję przy wyborze seansu kierować się językiem filmu.

Kino Mikro, Mamaspirations, Seans z niemowlakiemKino Mikro, Mamaspirations Seans z niemowlakiem

wtorek, 1 marca 2016

Teatr Dalekiego Wschodu w Manggha

Wyprawa z maluchem na ręku w najodleglejsze zakątki Azji dla niejednej matki może być wyzwaniem. Dreszczyku przygody związanego z podróżą i wrażeń wywołanych kontaktem z zupełnie inna kulturą - wiadomo - nic nie zastąpi. Miłą namiastką "egzotyki" w deszczu przedwiośnia w Krakowie okazała się być jednak wystawa Aktorzy, lalki i gra cieni. Teatr w Chinach i Japonii Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha (czas trwania:  30.09.2015 - 06.03.2016).
W sposób zwięzły i skrótowy (typu wręcz  "the best of", więc nie nużąca nadmiarem informacji) zaprezentowano na niej rozmaite gatunki teatru Chin i Japonii, od opery pekińskiej, poprzez m.in. teatr lalek, teatr cieni po teatr kabuki. Na wystawie mieliśmy okazję oglądać maski, stroje do rozmaitych widowisk, rekwizyty, instrumenty muzyczne, a także makijaż sceniczny oraz portrety aktorów. Wszystko umieszczone w przyciągających dziecięcy wzrok podświetlonych gablotach umieszczonym w mrocznej sali wystawowej.

Wystawa godna polecenia, czego jako umiarkowana miłośniczka sztuki nowoczesnej, nie mogę powiedzieć o towarzyszącej jej wystawie - Zanim znów upadniemy - Takayuki Hara (czas trwania:  15.01.2016 - 13.03.2016)...ale to tylko moja subiektywna ocena.

Co do samego Muzeum można mu śmiało wystawić opinię "sprzyjającego wizytom matek z niemowlakami".

Dojazd: MPK (przystanek tuż obok muzeum), samochodem lub pieszo (na przykład przy okazji spaceru nad Wisłą)
Parking: konieczność pozostawienia auta na sąsiednich ulicach (Dębniki)
Wejście: łagodny podjazd dla wózków.
Przewijak: przewijak (podstawowy model z Ikei) znajduje się w toalecie dla osób niepełnosprawnych, tuz obok baru
Inne:

  • W każdy wtorek wstęp na wystawy jest bezpłatny
  • Sala wystawowa (poziom 0) na jednym poziomie, bez stopni czy ciasnych przestrzeni.
  • Szatnia na poziomie 0, bez problemu zostawiliśmy w niej także osłonę przeciwdeszczową na wózek
  • Dla większych dzieci mini kącik do rysowania
    Manggha Teatr Dalekiego Wschodu Mamaspirations Teatr Kabuki




poniedziałek, 29 lutego 2016

Lekcja historii, czyli z maluchem w Muzeum Armii Krajowej w Krakowie

Ponoć "w czasie deszczu dzieci się nudzą". I owszem, ale według mnie głównie te starsze, które potrafią już same zorganizować sobie czas czy też tęsknią do szaleństw z rówieśnikami. Te młodsze, które jeszcze same nie chodzą robią wszystko, by dorosły poświęcał im większość czasu i uwagi, niezależnie od tego czy świeci słońce czy pada deszcz. Dlatego też w naszym przypadku słota za oknem to pełna mobilizacja, gdyż oznacza, że albo szybko zbierzemy się na wycieczkę by dostarczyć Młodemu wszelakich atrakcji, albo ślęcząc w domu poświęcimy tyle energii na zabawę, ćwiczenia, noszenie go na rękach czy tarzanie się po materacu, że sami padniemy jak muchy szybciej niż on pójdzie spać :)

Weekend w Krakowie daje nam wiele możliwości zagospodarowania wolnego czasu, nawet w przypadku deszczowej aury. Niedziela natomiast jest szczególnie atrakcyjnym dniem, gdyż wówczas możemy bezpłatnie "przetestować" muzea, których może nie mieliśmy w Top 5 listy "Odwiedzić koniecznie!". Minionej niedzieli postawiliśmy na Muzeum Armii Krajowej w Krakowie i muszę przyznać, że jak tylko Młody podrośnie na pewno odwiedzimy to miejsce ponownie! Ekspozycja ciekawa, może nie s t r a s z n i e duża (niemniej jednak zajmuje 3 piętra!), ale z pewnością zainteresuje niejednego chłopca w wieku przedszkolno-szkolnym.

Oto nasza subiektywna ocena:

Dojazd: okolice Dworca Głównego, wiec odradzamy wycieczkę w godzinach szczytu. Dojazd MPK, autem lub pieszo.

Parking: dostępny bezpłatny Przejeżdża się do niego przez płatny, ale wystarczy powiedzieć w stróżówce, że kierujemy się do muzeum, a biletu nie trzeba będzie wykupić

Wejście do budynku: 3 schodki oraz podjazd dla wózków, więc bez problemu wjedziemy z dzieckiem w wózku

Kasa: łatwo dostępna, z dużą ilością miejsca dookoła. Szatnia nieobowiązkowa, znajduje się tuż obok kasy.

Poruszanie się po budynku i samej wystawie: ekspozycja zlokalizowana jest na poziomach -1, 0 i 1, pomiędzy którymi możemy poruszać się przeszkloną windą. Ścieżki komunikacyjne są szerokie, więc nawet przy większej ilości zwiedzających możemy łatwo manewrować wózkiem dziecięcym.

Toaleta / przewijak: ani w toalecie dla kobiet, ani dla osób niepełnosprawnych (na poziomie 0) nie natknęłam się na przewijak - to niewątpliwie minus.

Inne: ekspozycja na poziomach 0 i -1 w większości jest "spowita mrokiem". Sama gra świateł znakomicie podkreśla atmosferę miejsca i stanowi doskonałe tło do projekcji multimedialnych. Niemniej jednak u naszego dziecka powodowała lekki niepokój, a przez to płacz i konieczność noszenia malca na rękach przez część wystawy. Znając swoje dzieci sami ocenicie jak mogą reagować na spacer w ciemnościach podziemi.







poniedziałek, 8 lutego 2016

Spełniając marzenia o kawałku niezłej pizzy, czyli wizyta w restauracji przy Focha 42

Przychodzi taka chwila w życiu świeżo upieczonej matki, karmiącej piersią swe dziecko, kiedy dosyć ma wszelakich diet lekkostrawnych, polecanych przez wszelakiego rodzaju ciocie, koleżanki, matki-blogerki “żeby dzieci nie były niespokojne”, itp. Kiedy mój bobas jadł już 1-2 “inne”posiłki  poczułam się w pełni usprawiedliwiona do rozszerzenia i mojej diety. Przyszła ochota na dobrą pizzę i jeszcze lepsze espresso na deser, więc dlaczego by jej nie ulec. Obiadek i deser dla dziecka został zapakowany, spacer na względnie świeżym powietrzu podczas wietrznej pogody zaliczony, więc nadszedł czas na małą nagrodę dla mamy ;)

Korzystając z okazji, że spacerując w porze lunchu w tygodniu można odwiedzić restauracje, które w weekend są oblegane, wybór padł na Focha 42.  Obie mamusie zamówiły po pizzy i żadna z nas nie była rozczarowana, ani tą z rukolą i szynką parmeńską, ani tą z kozim serem i karmelizowaną czerwoną cebulą.  Kawa także poprawna, może nie wysokich lotów, ale smaczna.  Jedynie koktajl zastrzyk energii nieco mnie rozczarował.


Plusy samego miejsca:
  • szerokie wejście bez stopni,  bez problemu można wjechać wózkiem
  • część stolików na poziomie 0 (czyli ani nie na antresoli, ani nie na podestach) umożliwia postawienie wózka obok stolika. Chcąc się tam wybrać z wózkiem w weekend zaznaczcie podczas rezerwacji,  że zależy Wam na stoliku nie na podeście i nie na antresoli. Polecamy te pod antresolą.
  • częściowo otwarta kuchnia - ciekawa opcja dla ciekawskich maluchów
  • miła i szybka obsługa
  • porządny przewijak w toalecie, a dla większych dzieci nakładka na deskę sedesową i stopień ułatwiający umycie rąk w umywalce
  • przy schodach na antresolę,  nieprzyporządkowana do żadnego stolika, duża kanapa, na której w okresie jesienno - wiosennym możemy ubrać niemowlę w kombinezon, itp.
  • dla większych dzieci osobna sala zabaw, wyłożona miękką wykładziną oraz plac zabaw w ogrodzie
  • miejsca parkingowe przy restauracji i po przeciwnej stronie - przy stadionie.
Minusy:
  • tłumy w weekend
  • stoliki i krzesła zwykłe drewniane.  Brak sof, na których moglibyśmy położyć maluchy po wyjęciu z wózka
  • miejsc parkingowych - jak dla tak dużej restauracji - jak zwykle nie wystarczająco dużo, zwłaszcza przy pełnym obłożeniu w weekendy