Jakiś czas temu na Facebooku zaintrygowała mnie informacja o
powstającym właśnie Rodzinnym Domu Restauracyjnym. Zamieszczane zdjęcia
ślicznych i super wygodnych foteli tylko potęgowały chęć szybkiego odwiedzenia
tego miejsca, o jakże intrygującej nazwie: "Kto wypuścił skowronka?".
Dopiero kiedy ogłoszono datę otwarcia,
dotarłam do adresu tego miejsca. I tu nastąpiło duże rozczarowanie -
druga strona Krakowa. Baaaa, dla mnie - osoby z północy - to już prawie pod
Myślenicami. No cóż. Miejsce wpisałam na listę do sprawdzenia przy okazji bycia
w okolicy;) I tak dziwnym trafem w ubiegły wtorek po zwiedzaniu Mangghi
trafiłyśmy właśnie tam.
Nie ukrywam, że oczekiwania po tym, co zobaczyłam na ich
fanpage'u, były duże. Jakie było nasze zaskoczenie, gdy już za progiem
natknęłyśmy się na 2 schodki. Za chwilę na kolejne 2. I jeszcze kilka po drodze
do Sali Rodzinnej. Nie liczyłam ile ich było w sumie, bo tutaj pomocny okazał się
pan kelner, które pomógł nam pokonać drogę do sali. O ile łatwiej byłoby
pomyśleć nad jakimś podjazdem? Albo zrobić wejście do Sali Rodzinnej z poziomu
parkingu?! Domyślam się, że w sezonie wiosenno-letnim tak właśnie jest. Jeśli
chodzi o wystrój restauracji (tu przyznam, że mam problem z tym jak nazwać to
miejsce, ale o tym później przy okazji menu) to jest kolorowo. Poza
plastikowymi krzesłami, wiklinowe kosze niemalże rodem z sopockiej plaży. Na
stołach leżą obrusy w krateczkę mające chyba imitować domową atmosferę. Na
ścianie przy każdej lampie wisi tytułowy skowronek. Dla dzieciaków dostępny
jest kącik zabaw, gdzie na TV puszczane są bajki. Dla najmłodszych przewidziano
krzesełka do karmienia.
Co do menu to jest w czym wybierać, jednak przyznam się
szczerze, że ze względu na nasze pociechy, przejrzałam je dość pobieżnie. Widać
dominującą kuchnię włoską: makarony, pizza, ryby z włoskiej giełdy itp. W
tygodniu polecam jednak zapoznać się z kartą lunchową. Za 16,90zł można zjeść
zupę (do wyboru jedna z trzech) i drugie danie. Mój wybór padł na krem z
cebuli, która jak dla mnie była dość dobrą alternatywą dla francuskiej zupy
cebulowej. Na drugie danie wybrałam intrygująco brzmiące gofry ze szpinakiem i
mięsem mielonym oraz z sosem czosnkowym. Moje wyobrażenie tego dania zarówno
smakowe jaki wizualne zupełnie rozminęło się z tym, co mi podano. Rzeczywiście
dostałam gofry, jednak słodkie, a nie słone, które wydaje mi się lepiej by tu
pasowały. A co do nadzienia, to spodziewałam się raczej czegoś na kształt sosu
zamiast mielonego mięsa wołowego ze szpinakiem. Muszę przyznać jednak, że było
to dobrze doprawione i taka kombinacja mi podeszła. Na deser nie starczyło
czasu niestety;)
Po tej jednej wizycie nie mam wyrobionej opinii o tym
miejscu. Jest ciekawe i na pewno warte odwiedzenia, szczególnie z rodziną, ale przy okazji bycia w
okolicy. Na pewno nie opłaca się tam jechać z drugiego końca miasta, bo można się poczuć wpuszczonym w maliny. A propos malin to dla tych z północy alternatywą pozostaje chyba Malinowy Anioł.
Dojazd: najłatwiejszy
jest chyba dojazd od strony
Zakopianki. Jeśli jedziemy z Krakowa to skręcamy w prawo przy Inter Car Nowak i
po ok 1,5km jazdy ul. Forteczną skręcamy dalej w prawo w ul. Borkowską 32.
Parking: na początku
myślałam, że są tylko dwa miejsca, co wydało mi się dość mało (chociaż jest
parking rowerowy i dla każdego rowerzysty i biegacza dają 10% zniżki:), ale
później odkryłam jeszcze kilka miejsc po drugiej stronie ulicy.
Wejście: od strony
ulicy nie ma schodków. Są za to w środku i to nawet kilka do każdej sali.
Przewijak: przewijak
znajduje się w pokoju matki z dzieckiem. Jest to bardzo przyjemne miejsce z dużym
wygodnym fotelem do karmienia. Cisza i pełna dyskrecja. Duży plus za pampersy i
mokre chusteczki. Jest czysto i co ważne ciepło!
Inne:
- Nie ma problemu z podgrzaniem pokarmu. Dal większych dzieci przewidziane jest specjalne menu.
- Dla maluszków dostępne są krzesełka do karmienia.
- W sali rodzinnej znajduje się dość duży kącik zabaw, gdzie spokojnie można zostawić swoje pociechy.



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz